Wszystko chuj. W Pradze jeszcze nie byłem. Tzn. byłem dwa razy w przeszłości. Teraz będę na występie Louisa C.K. W Londynie byłem na występie Billa Burra, pierwszym występie, na którym płakałem ze śmiechu i w pewnym momencie ze wzruszenia. Że można robić takie rzeczy w stand-upie. W Koszalinie nie byłem od lipca. Byłem tam mentalnie, po ostatnim tekście.
Poniżej cytuję kilka opinii, które trafiły do mnie po zamieszczeniu poprzedniego wpisu. Nie podaję personaliów. Staram się w życiu nie być bohaterem poprzedniego wpisu. Czyli chujem.
„Za tekst o Brzeskocie którego tez nie trawię wielkie Dzięki 🙂 ktoś wreszcie powiedział to głośno…”
„Gratulacje, świetny soczysty tekst trafiający w sedno, BB jest zwykłym socjopatą, tak trzymaj! Pozdrawiam”
„Bardzo dobry tekst o koszalińskich <<reżyserach>> i <>. Widzę to tak samo jak Ty od wielu lat. Mam zrobiony dzień. Pozdro z Koszalina”</reżyserach>
„Dałeś radę :-))) <<koszalińskie towarzystwo=”” lizania=”” rowu-rowa=”” hermana=””>> się w końcu przyjrzy sobie z bliska, a nic tak nie boli jak zbyt blisko ustawione lustro :-)))”</koszalińskie>
„Szanuję mocno. Opisane jaki chłam jest w Koszalinie dotowany i promowany. Jak to jest być w towarzystwie i się klepać wzajemnie a jak nie być. Ja sam miałem wątpliwą przyjemność z bohaterem tekstu. Jednej rozmowy nie zapomnę jak powiedziałem, że to co robi jest słabe, nieśmieszne i powtarzalne. On uniesiony dumą pyta – to co w takim razie cię śmieszy? Odpowiedziałem bez namysłu – np. Buchwald czy Ruciński mnie śmieszą. Na co on – no to jak takie rzeczy cię śmieszą to nie mamy o czym rozmawiać bo nie będę się zniżał do takiego poziomu.”
Dziękuję za wszystkie pozytywne opinie i rozprzestrzenienie tekstu za sprawą udostępnień; teraz pozostaje mi nabyć gaz pieprzowy w ramach przygotowania na ataki ze strony „pokrzywdzonych”. Już czytałem, że w żelu najlepszy. Większy zasięg, nie ma zwrotki, można stosować w pomieszczeniach. Tylko trudniej trafić. Natomiast zwykły gaz: tylko z bliska i do stosowania wyłącznie na świeżym powietrzu. Ale posiada – jak to ujął Bill Burr w odniesieniu do shotguna, kiedy zastanawiał się nad zakupem broni w specialu „You people are all the same” – „good spread”. Nie trzeba specjalnie celować.
A propos Billa Burra: to, co zobaczyliśmy 5 sierpnia na deskach londyńskiego teatru Eventim Apollo przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Piszę w liczbie mnogiej, bo byliśmy w kilka osób. K. Piasecka, W. Walaszczyk, A. Giza, Lotek i Darek. Wszyscy zgodni co do tego, że nigdy wcześniej nie widzieli czegoś lepszego. Wspomniałem we wstępie, że płakałem. Nie chcę spoilerować, na pewno większa część z niemal dwugodzinnego występu znajdzie się na najbliższej nagrywce Burra. Napiszę tylko, że były klasyczne dlań działy tematyczne. Refleksje dotyczące aktywności wspólnych dla człowieka współczesnego, np. latania; aktualiów, o których się mówi, takich jak transseksualizm, później kwestie ludzkości, przeludnienia, ludobójstwa, własnego pojebaństwa, stosunków damsko-męskich i tyle. Dodam jeszcze, że to najostrzejszy materiał w karierze. Jakby Burr trochę Stanhope’ował. W niektórych momentach część publiki się wycofywała.
Nie wiem jak Louie to przebije. Pewnie coś wymyśli. Jest geniuszem. Chociaż w ostatnich lata miał dużo na głowie i sam niedawno przyznał, że trzeba robić tylko jedną rzecz, żeby być w niej naprawdę dobry (13:20).
On czuje, że swój najlepszy moment w stand-upie miał w latach 2008-2010 (czyli „Chewed up” i „Hilariuos”, wypuszczone w grudniach 2008 i 2010, jako efekt stand-upowej pracy w tych latach). Wtedy jeździł i robił tylko to, dlatego teraz, przez jakiś czas, musi poświęcić się wyłącznie temu. Jebać produkcje telewizyjne i inne rozpraszacze. 22 sierpnia zobaczymy, jaki będzie efekt.
PS
Swój stand-upowy peak, niczym Louie w latach 2008-2010, zdaje się obecnie przeżywać Bill Burr. Ostatniego, nazwijmy go w skrócie i zgodnie z prawdą, czarno-białego speciala trudno nie nazwać wybitnym, proporcje pomiędzy komentarzem społecznym a czystą śmiesznością są tam na moje oko są idealne. Wątpię, żeby kolejny special, zbudowany na materiale, który widzieliśmy w Londynie, okazał się gorszy.
Uwaga spoiler!
Bill Burr w Londynie dotknął czegoś, co wydarzyło się w Polsce, nawet o tym nie wiedząc. Przed wylotem zobaczyłem elementy prezentacji jesiennej ramówki TVN-u, Edward Miszczak w kontekście programu Azja Express mówił, że trzeba mieć ogromną odwagę, by pokazywać się na wizji bez make-upu.
www.wp.tv/i,miszczak-o-azja-express-trzeba-miec-odwage-by-przezyc-za-dolara-dziennie-i-to-bez-make-up-u,mid,1976125,cid,4052,klip.html?ticaid=61782f
Później poleciałem do Londynu i Bill Burr poruszył temat grubasów pozujących do okładek magazynów. Ludzie twierdzą, że to wymaga odwagi. Bill Burr zapytywał, czy rzeczywiście. Czy można jakąś grubą bertę pozującą do okładki zestawiać ze strażakiem, który wynosi z płonącego budynku kobietę, dziecko i psa?!