Darek (jak to jaki Darek; Gadowski, dziwko) doniósł mi kilka dni temu, że w telewizji lata reklama Lidla, w której Rafał Rutkowski prezentuje bardzo słaby żart przed Dorotą Wellman i Karolem Okrasą. Stoi przy tym na scenie i ma za sobą napis „Stand-up”. Mówię: ja pierdolę, myśląc od razu za Kazikiem, śpiewającym niegdyś: „Coście, skurwysyny, uczynili z tej krainy”. Z drugiej strony myślę za moment: wiadomix, trzeba coś jeść, przy tym karmić rodzinę etc. Nie oceniaj, Jacek. W dodatku – jak śpiewał z kolei Bob Dylan: „Nie krytykuj czegoś, czego rozumiesz”.
Nie masz rodziny, masz luz, możesz wpierdalać drogie posiłki, pić wyrafinowane trunki, stosować nietanie narkotyki, czego dusza (w której istnienie nie wierzysz) zapragnie, kupiłeś sobie wygodne łóżko, ładną kanapę (która wygląda jak z przesłuchań do pornoli), nie pierdol, proszę Cię, Jacek, nie pierdol.
No i nie pierdolę. Postanowiłem mimo wszystko obejrzeć reklamę, odpaliłem YouTube’a, gdyż telewizora od wielu lat nie posiadam. Okazało się, że Rafał Rutkowski nie prezentuje w tej reklamie żartu. Rafał Rutkowski opowiada dowcip, stary kawał, przerobiony na potrzeby promocji czekolady.
Zanim dokonałem nieskomplikowanej analizy, z której wynikło, że jest to dowcip, a nie żart autorski, poinformowałem o całym incydencie kilkoro zainteresowanych polską sceną znajomych. Jedna osoba napisała coś, co mnie bardzo rozśmieszyło. Mianowicie, że „żart” brzmi jakby był napisany przez Grzegorza Halamę. Jest aż tak wysokich lotów.
Nie krytykuj, Jacek. Powstrzymaj się, kurwa.
Ta osoba naprawdę istnieje. To nie jest tak, że ją wymyśliłem, żeby pojechać „ojcu chrzestnemu polskiego stand-upu”. Kilka miesięcy temu, kiedy ta sama osoba zobaczyła, że Grzegorz Halama wpisuje sobie w opisy do wydarzeń „ojciec chrzestny polskiego stand-upu”, napisała coś równie zabawnego.
„To by się zgadzało, bo ja np. nie mam zbyt dobrego kontaktu ze swoim chrzestnym”.
Teraz analiza. Rafał Rutkowski w reklamie Lidla mówi:
„Pomyślałem sobie – kupię mojej dziewczynie na urodziny tabliczkę czekolady. Ale jeszcze dorzuciłem do tego huśtawkę. Jesteście ciekawi, dlaczego. Bo jak jej się czekolada nie spodoba, to niech się buja”.
Stary dowcip, z którego zaczerpnięto motyw huśtawki wygląda następująco:
„Rozmawiają Niemiec, Rosjanin i Polak o tym, co kupią żonom na gwiazdkę. Niemiec mówi:
– Ja kupię swojej żonie Mercedesa i BMW. Jak jej się nie spodoba Mercedes, to będzie miała BMW.
Rosjanin mówi:
– Ja kupię mojej futro z norek i z szynszyli. Jak jej się nie spodobają norki, to będzie miała z szynszyli.
Polak:
– A ja mojej kupię kapelusz i huśtawkę. Jak jej się nie spodoba kapelusz, to niech się buja”.
Istnieje też wersja z beretem i wibratorem. „Jak nie będzie chciała chodzić w berecie, to niech się pierdoli”.
Źródła:
www.wesele.plock.pl/mh,dz,1,ile,80.html
www.dowcipy.nub.pl/kawaly/najnowsze/383.html
www.kibice.net/forum/viewtopic.php?f=3&t=42&start=80
www.dowcipy.jeja.pl/2838,rozmawia-niemiec-rusek-i-polak-na.html
www.beka.pl/beczka_k.php?rodzaj=prn
Jak jakiś czas temu mówiłem w prywatnej rozmowie, że nie wolno stosować dowcipów czy motywów z dowcipów na scenie stand-upowej, to Mariusz Kałamaga powiedział:
„Wy stand-uperzy jesteście tacy radykalni”.
Po pierwsze stosowanie się do prawideł sztuki, którą się praktykuje ma niewiele wspólnego z radykalizmem. Prędzej nazwałbym to profesjonalizmem. Inaczej jeszcze: miłością. Stosowanie się do zasad panujących na polu danej dziedziny wynika z miłości do tej dziedziny. Z miłości do stand-upu. A takie właśnie zasady rządzą stand-upem zachodnim, jest to sztuka w pełni autorska, dobrze byłoby, gdyby takie same zasady rządziły również stand-upem polskim. Właściwie w każdej dziedzinie artystycznej funkcjonują żelazne zasady dotyczące plagiatowania. Nie znam pisarza, który uciekałby się do plagiatowania i był poważany przez czytelników czy – tym bardziej – przez koleżanki i kolegów po piórze. Nie znam pisarza, który nie kochałby literatury.
Powiecie:
„nie bądź taki profesjonalny, przecież reklama Lidla, to nie scena stand-upowa”.
Zgadza się. Nie zmienia to faktu, że pokazując w swojej reklamie quasi-stand-up, Lidl mógłby się pokusić o napisanie autorskiego żartu. Podejrzewam, że znacząco nie nadszarpnęłoby to budżetu kampanii reklamowej. W końcu mamy do czynienia z międzynarodową korporacją. Sam ostatnio napisałem żart dotyczący słodyczy i seksu analnego. Myślę, że Dorota Wellman byłaby wniebowzięta. A ja pierdolnąłbym sobie podnóżek do kanapy.
PS
Chciałbym do tekstu dołączyć rewolwer, żeby osoby, którym się on nie spodoba mogły się zastrzelić. Niestety nie mam takiej mocy. Wszystkim, którym ten tekst się nie podoba mogę powiedzieć jedynie tradycyjne: możecie mi possać fiutka.