03.12.2015
0 Comments
Chciałbym, żeby tak nie było. Ale chciałbym wielu rzeczy. Chciałbym na przykład, żeby teraz ktoś opierdalał mi kolbę. Uwielbiam to określenie. Tak na Śląsku mówi się na robienie loda. Kocham Śląsk, kocham robienie loda, postanowiłem to połączyć i mówić/pisać o tym jak najczęściej.
O co w ogóle chodzi?!
Otóż jakiś czas temu komiczka Jen Kirkman, która w tym roku wydała „nakładem” Netflixa (Netflix! – później wyjaśnię o co chodzi niewtajemniczonym) swój bardzo dobry special pt. „I’m Gonna Die Alone (And I Feel Fine)” wyznała w swoim podcaście, że pewien bardzo znany komik, obecnie uważany za geniusza, znajdujący się na poziomie popularności Cosby’ego, wydający speciale praktycznie każdego roku, okazał się wobec niej perwertem. Nie tknął, nie zgwałcił, był po prostu – używając angielszczyzny – „creepy”. Miało to miejsce w czasie, gdy ten ktoś pozostawał jeszcze w związku małżeńskim.
Pamiętacie jak Louie opowiadał o niespełnieniu seksualnym, jakie cechuje jego związek małżeński? Oglądacie na bieżąco serial „Louie”, z którego wynika, że w sprawach seksu Louie jest nieporadnym, acz sfrustrowanym i łaknącym zaspokojenia jegomościem? Czy potraficie sobie wyobrazić, że taki Louie od lat usiłuje wykorzystywać swoją pozycję w środowisku i – teraz już – wśród wielu mieszkańców planety i wywierać presję na komiczki czy fanki? Ja potrafię. Niestety.
Chciałoby się pomyśleć: „Ludzie nie są aż tak podli”. Myślałem tak kilka razy w życiu. Okazywali się podlejsi niż można było się spodziewać. Nie polecam szczególnie tych ludzi, którzy robią coś podłego i później jeszcze mają do Was pretensję. Wprawdzie Wy byliście później wobec nich nieco złośliwi, lecz to w żaden sposób nie tłumaczy ich buraczanego zachowania. Dosyć prania własnych brudów. Jak wypierze swoje brudy Louie?
Jen Kirkman mówi, że ostrzegano ją przed ujawnianiem takich informacji. W jej wypowiedzi pada diagnoza sytuacji, zgodnie z którą jest to osoba dobrze znana z takich zachowań, panuje jednak środowiskowa blokada odnośnie mówienia tego na głos. Manager i agent doradzali Kirkman, by nie ujawniała niczego, gdyż jej kariera dobiegnie końca. Mówili: – Nie warto, zobacz, co się dzieje z kobietami, które skrzywdził Cosby, zostaniesz rozerwana na strzępy.
Zgodnie z tymi – sensacyjnymi – doniesieniami Louie, z wiadomych względów cieszący się ogromną estymą, jest pilnie chroniony. Niczym Woody Allen czy Roman Polański. Pytanie, czy mamy powoli przyzwyczajać się do myśli, że jeden z kolejnych naszych ulubionych artystów jest pojebem, jednak nie pojebem „pozytywnie zakręconym”, tylko pojebem w znaczeniu pejoratywnym, złym pojebem, pojebem-potworem?
Kirman nie czuje się skrzywdzona. Czuje się wkurwiona, oszukana, bo sprawa dotyczy człowieka na scenie godnego podziwu, człowieka, który doradzał jej odnośnie materiału, artysty i człowieka, któremu ufała, z którym chciała jechać w trasę. Z pomysłu i propozycji wyjazdu jednak zrezygnowała, obawiając się, że w dalszym ciągu będzie obiektem podobnych zachowań. Teraz ma jedną osobę godną zaufania mniej w swoim życiu.
Kto słucha podcastów, ten wie, że Louie jest dupkiem. Nie odpowiada na maile od znajomych, zostawia to na później, a później zapomina. Nie dba za bardzo o relacje interpersonalne, jest egoistą. Szacunek wobec innych nie jest mocną stroną twórcy „Lucky’ego Louiego”. Co z szacunkiem do kobiet, szczególnie w tej sekcji egzystencjalnego marketu oznaczonej etykietą „seks”? Nie zdziwiłbym się, gdyby to też miał kompletnie w swojej bladorudej dupie.
Kto z kolei naprędce składa fakty, temu przypomni się historia Jima Jefferiesa opowiadana w specialu „Fully Functional”, o zdarzeniu, które miało miejsce na festiwalu Just For Laughs w Montrealu (swoją drogą polecam nagrywki z tego festiwalu, jest ich od groma na YouTubie, pokazują m. in. jakiego „rodzaju” komiczką jest chociażby Jen Kirman czy jakiego „rodzaju” komikiem jest Maron, u którego na puentę trzeba trochę poczekać, podobnie jest u Kirkman, oni mają tam słabsze reakcje niż artyści czy artystki walący puentami co 5 sekund, Kirkman i Maron to ludzie – powiedziałbym – osobowości, nie żartu).
Bardzo znany komik, jednocześnie wielka gwiazda filmowa, w pokoju hotelowym, nad ranem, zachowywał się wobec dwóch 18-letnich fanek bardzo „gwałcicielsko”. Był tam też Jefferies, który najwyraźniej bardziej potrafi obchodzić się z płcią przeciwną i wykorzystał sytuację na swój sposób. Dla chcących naprędce sobie to przypomnieć – mam na myśli historyjkę kończącą „Fully Functional”.
Nawet jeśli tym nieporadnym w sprawach seksu, ale bardzo łakomym komikiem nie był Louie, a na pewno nie był*, to spójrzcie na naszego ukochanego Węgro-Meksykańca przez ten pryzmat. Nieporadnego, nieradzącego sobie z własnym popędem, niepotrafiącego go ukierunkować frustrata seksualnego. Przypomnijcie sobie sceny intymne z „Louiego”, wszystkie znaczone są wstydliwą niezręcznością i kłującą dziwnością.
Są kolesie, którzy potrafią. Zdobędą 500 numerów telefonów w ciągu jednego wieczoru. Są też Louisy, które chuja zdobędą. Będą jednakowoż dążyły do zaspokojenia wszelkimi drogami, zwłaszcza że otaczani są przez ludzi wyrażających niegasnący podziw wobec ich działań twórczych, a bardzo łatwo pomylić podziw z pociągiem czy popędem. Nawet te wyrazy są do siebie podobne.
Źródła: nie podaję, wpiszcie sobie „Jen Kirkman Louis CK” w wyszukiwarce, a także na YouTube, wszystko jest. W jednym z artykułów, które znajdziecie jest też doniesienie o tym, że prawdopodobnie Louis C.K. masturbował się w obecności znajomych komiczek, oczywiście wbrew ich woli. Sytuacja miała powtórzyć się kilkukrotnie. Aż takim dziennikarzem śledczym nie jestem, żeby sprawdzać każdy. Mogę tylko zapytać, czy to nie o tej sytuacji opowiada Kirkan?
Do autora jednego z artykułów bazujących na jej wypowiedziach, Kirman miała napisać, że uwielbia Louisa C.K. jako komika, jednocześnie wszyscy w środowisku wiedzą, że onanizuje się przed ludźmi, co większość, w tym ona, uznaje to za obrzydliwe, jednocześnie nikt nic nie mówi, bo każdy wie, że w takim wypadku zostanie wyeliminowany z gry, ponieważ stoją za Louiem równie napastliwi seksualnie i mściwi przyjaciele. Stąd Kirman prosi o usunięcie artykułu. Umieszcza tylko skromną wypowiedź w podcascie, dla swoich słuchaczy i chciałaby, żeby to miejsce było jedynym, w którym ta sprawa jest poruszana, na jej dziwny, Kirmanowski, nonsensowny sposób, również dlatego, że nie lubi jak ludzie dowiadują się o niej, mówiącej nieprzyjemne rzeczy na temat osoby, którą ona – jak jej się wydaje – mimo wszystko kocha i którą niestety jednocześnie gardzi.
Kirman usunęła odcinek podcastu, w którym zawarła swoje „świadectwo” (lubię to słowo). Stara się za to wyjaśnić całą sytuację w podcaście kogoś innego. Zachęcam do przeprowadzenia własnego śledztwa internetowego. Mój tekst nie może być w żaden sposób wiążący, nie jest to tekst dziennikarski, nie nosi on znamion obiektywizmu (w którego istnienie nawiasem mówiąc nie wierzę – jak każdy racjonalnie rozpatrujący „rzeczywistość” człowiek), nie poprzedziła go rzetelna praca żurnalistyczna. Mój tekst to taka drastyczna symulacja myślowa, w ramach której śpiewam sobie: „Louie też jest zbokiem, tylko wyobraź to sobie, sobie.”
Teraz odnośnie Netflixa: podczas Antrakt Stand-up Festiwalu, po wypiciu kielicha, zgodnie z moim zarządzeniem, trzeba było wykrzyknąć „Netflix!”. Oto powody. Po pierwsze lubię to słowo, po drugie oni obecnie biorą wszystko. Speciale, seriale, powoli zabierają się za filmy. Mają jakąś niewyobrażalną górę forsy. W grudniu wychodzi ich serial animowany, w którym palce macza Bill Burr – „F is for Family”.
W najnowszej rozmowie podcastowej Joe’ego Rogana z Billem Burrem obaj panowie przyznają, że HBO musi już i próbuje coś tam nadganiać. Burr mówi, że po tym jak wydał za ich sprawą special wszystko zauważalnie poszło do góry, zainteresowanie, sprzedaż biletów etc. Wiele wskazuje na to, że jeszcze często będziemy słyszeć „Netflix”! Ja chciałem tylko na swój skromny polski, wódczany sposób przygotować na to nieprzygotowanych. I nie myślcie za dużo o Louisie. Wiem, że będziecie. Mnie to męczy. Cosby – jebać. Nigdy go nie lubiłem. Niech spłonie ze swoim ugrzecznionym gównem. Ale Louie…
Cosby to ojciec czterech córek. Amerykański Ojczulek. Kurwa jego mać. Louie jest ojcem dwóch córek. Kolejny Amerykański Ojczulek. Może o natężeniu perwersji u komika decyduje liczba córek. Louie byłby wg tej miary takim lajtowym Cosbym. PółCosbym.
*Na forach padają następujące typy: Robin Williams, Dennis Leary, David Cross, Tim Allen. Zgodnie z relacją fana, Jefferies podczas jednego z nierejestrowanych występów w Las Vegas w 2011 roku, wykonując ten kawałek, podał więcej szczegółów, w tym nawet dane komedianta. Był nim – uważajcie, Najdrożsi – Robin Williams!
Sprawdzamy liczbę córek. Jedna. Zelda. Robin Williams = ĆwierćCosby.
PS
Rogan z Burrem poruszają również wątek Cosby’ego, zapytują siebie nawzajem, czy przypadkiem w dawnych latach nie było ogromnego przyzwolenia na przedmiotowe traktowanie kobiet. To, co robił Cosby było rzecz jasna obrzydliwe, stanowiło jednakże fragment większej całości. Do wszystkich skrzywdzonych kobiet szedł wtedy przekaz w rodzaju: Na początku mówiłaś stanowcze „nie!”, ale i tak doszło do penetracji?! Sorry, taki mamy klimat kulturowy.
Burr wspomina historie opowiadane przez starszych komików, imprezy powystępowe, pokoje hotelowe, bardzo często padało „nie!” z ust kobiet, co nie przeszkadzało w dążeniu do celu. Starsi komicy to bagatelizują. Cieszą japy. Stare oblechy. Z sentymentem spoglądają w przeszłość. Burr z Roganem przyznają, że jest to mocno „creepy”.
PPS
Polska Partia Socjalistyczna informuje: 4 grudnia wychodzi nowy special Marona „More Later”. Wydaje go – uwaga, uwaga – Epix… Spokojnie. Następny, podobnie jak poprzedni („Thinky Pain”), z pewnością wyda… Kto?!
PPPS
Netflix!!!