13.11.2015
To jest ostatni tekst. W którym napiszę o kimś z polskiego podwórka krytycznie. Wymieniając dane personalne tego kogoś. Zanim to nastąpi, czas na krótkie podsumowanie eliminacji do Antrakt Stand-up Festiwalu.
Wieczorów eliminacyjnych było za dużo. Liczba osób dających radę była niewielka w stosunku do miejsc w eliminacjach. Są dwa wyjścia. Pierwsze – słyszałem, że poważnie rozważane: dokonywanie wstępnej selekcji artystów na podstawie nadesłanych materiałów. Drugie, moim zdaniem lepsze: zrezygnowanie z konkursu. Stand-up nie powinien być konkursowy. Tzn. absolutnie nie jest. Nie stanowi dziedziny sportowej, tylko artystyczną. Nie może być poddawany ocenie wg kryteriów olimpijskich. Z drugiej strony Doug Stanhope mówi, że wszystko w stand-upie doskonale poddaje się ocenie i radzi zwrócić uwagę na to, jak komicy pierdolą między sobą o innych komikach, bez przerwy oceniając (01:24).
Starałem się to oddać w poprzednich tekstach. To pierdolenie o innych. Otrzymuję sygnały, że wiernie. Były też głosy oburzenia. Śmieszne i żałosne. Śmieszne było też oburzenie w związku z utworem muzycznym, do którego odwoływał się m. in. tytuł poprzedniego tekstu. Utwór ten został niesłusznie wpisany w krąg jednego z najchujowszych zachowań społecznych, jakim jest usprawiedliwianie molestowania seksualnego kobiet. Dla mnie i nie tylko dla mnie ten utwór jest po prostu zabawny, przeładowany bzdurnymi treściami, a przez to beztreściowy, sam w sobie stanowi rytm, zarówno tekstowo, jak i muzycznie. Przypomina mi się ostatni special Billa Burra i moment, w którym artysta porusza temat absurdalnego oburzenia w reakcji na doskonały żart reklamujący piwo w lokalnej knajpie w Dallas. Zdaniem oburzonych gloryfikujący przemoc domową. Zdaniem Burra doskonały technicznie i konstrukcyjnie. Żarty nie powodują przemocy domowej. Zobaczcie ten fragment, jeśli nie znacie. Zobaczcie nawet, jeśli znacie. Ten special nie ma słabych punktów. Każdy moment można oglądać w nieskończoność.
https://www.youtube.com/watch?v=P9_j6NiyXNM
Na pewno część czytelników i czytelniczek nie potrzebuje wyjaśnienia, że piosenka „Kurwiszony na imprezie” nie jest szkodliwa społecznie. Kto traktuje kobiety instrumentalnie, ten będzie to robił bez względu na zakazy czy nakazy. Ta piosenka nie sprawi też, że ktoś, kto nigdy nie traktował kobiet instrumentalnie, nagle zacznie tak postępować. Myślący człowiek wie, że tak się nie robi. Będzie się przy tym śmiał z tej piosenki. Wszak jest ona zwyczajnie śmieszna. Tak, jak zwyczajnie śmieszny jest kawałek poniższy.
https://www.youtube.com/watch?v=U2MoGKlnMmE
Raper Sobota mnie wkurwia. Światopoglądowo, artystycznie. Mam nawet taki żart:
„Raper Sobota wyznaje w jednym z wywiadów, że Chrystus jest jego idolem. W tym samym wywiadzie muzyk namawia do niegadania z policją, <> i niebrania twardych narkotyków. Przeanalizowałem to wszystko i doszedłem do wniosku, że jest to doprawdy głęboko chrześcijański przekaz. W końcu Chrystus nigdy nie gadał z policją, nie ruchał ziomkom szmul i nie brał twardych narkotyków.
Pewnie zastanawiacie się, skąd tyle wiem o Chrystusie. Otóż uczęszczałem do szkoły katolickiej. W związku z tym bardzo długo postępowałem jak Chrystus. Czyli m. in. wystrzegałem się ruchania ziomkom szmul. Ale później dojrzałem. I zostałem feministą.
Teraz stoję na stanowisku, że jeżeli szmula jakiegoś mojego ziomka będzie miała ochotę zostać przez mnie wyruchana, to mam nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek ją wyruchać. Ponieważ to szmula decyduje, co zrobi z własnym ciałem. A nie jeden czy drugi ziomek. I na tym, kurwa, polega feminizm”.
W przypadku powyższego klipu zgadzam się jednakowoż w stu procentach z raperem Sobotą. Zamieńmy tylko w jego wypowiedzi hip-hop na stand-up. „Traktowany wciąż, że to jest arndenrgrand”. Mimo wszystko jest przy tym formą rozrywki. I trzeba próbować promować stand-up na wszelkie możliwe sposoby. W tym za sprawą programów telewizyjnych. Z całą świadomością respektowania chujni, jaką niesie ze sobą telewizja. Mówił o tym Bill Hicks: „Przekonują mnie, że jestem kontrowersyjny, podoba im się mój punkt widzenia, ale nie wypuszczą mnie przed kamerę bez uprzedniej kontroli materiału, to zupełnie tak, jakby dali mi buty na obcasie, sukienkę i powiedzieli: – Idź, bądź sobą” (3:24).
Hicks utyskując na to, jednocześnie tłumaczył, że jest gra w telewizji, bo czuje, że jest to potrzebne. Samej formule i jego karierze. Podobnie mówił Sam Kinison. „Nie rozumiem, dlaczego ktoś może się obawiać, że zrobię coś niekonwencjonalnego w telewizji. Byłem u Lettermana, byłem u Carsona… Respektuję media, do których się wybieram, jakiekolwiek by nie były, szanuję zasady, które tam panują. Trzymam się granic, które wytyczyli ludzie tam pracujący” (3:00).
Kinison identyfikował takie podejście z profesjonalizmem. Myślę, że słusznie. Zgadzam się z tym. Obecnie znajduję się w grupie osób parających się stand-upem, która pojawia się w telewizji. W tej grupie znajduje się również np. Karol Modzelewski, który występował w tym samym odcinku programu Kuba Wojewódzki, w którym gościem był raper Sobota. W dodatku z Karolem współpracuję teraz w ramach trasy Stand-up Time i projektu youtubowego 20 Stand-upów. Dlaczego o tym piszę? Otrzymałem link do krótkiej dyskusji (sprzeczki?) między Karolem Modzelewskim a Bartoszem Zalewskim odnośnie używania na scenie przez Karola internetowego memu. Chodzi o muchę zacierającą rączki i tekst w rodzaju „czy nie macie, Drodzy, wrażenia, że mucha, kiedy to robi ma jakiś szatański plan względem świata”.
Dostałem ten link, bo ktoś chciał sprawdzić, czy potrafię przypierdolić w kogoś, z kim współpracuję. A nie tylko w nieszczęsnych uczestników eliminacji i kogoś, kto mnie wkurwi. Wykorzystywanie memów jest chujowe. Nie wiedziałem, że Modzel dopuścił się tego haniebnego czynu. Podstawową, kategoryczną zasadą stand-upu jest tekstowa oryginalność. Do kurwy nędzy. Przy tym chujowe jest, że trzeba coś takiego tłumaczyć w dobie powszechnej dostępności treści wszelakich. Wiedza o stand-upie jest na wyciągniecie kutasa. Chociaż napierdalanie w nas informacjami też może być zgubne. Człowiek ma przeładowany łeb, chce napisać coś oryginalnego, wyskakują mu gotowe już pomysłu. Nieswoje. Stand-up wymaga ogromnej samodyscypliny. Już raz zdaje się pisałem, że gotowa całość semantyczna nie może stanowić puenty, nie można tego pierdolnąć i czekać na reakcję. Można wykorzystać wszystko. Cytat, badania, od biedy mem. Lecz tylko jako punkt wyjścia do tzw. (ble!) „rozkminki”. To są oczywistości. Karolu, ja pierdolę, nie idź tą drogą! Nie każ mi nazywać Cię złodziejską kurwą. Nie każ mi życzyć Ci śmierci. Nie rób tak! Nidy więcej!
Albo w sumie rób jak chcesz. Tylko pamiętaj, że „comedy police” – jak to nazywają komicy amerykańscy – istnieje i czuwa.
Dosyć już. Sza, kurwa. Powoli kończymy z nazwiskami. Chyba że chcecie obczaić wspomnianą dyskusyjkę. Jest krótka. Jak to ujęła znajoma: „Nawet nie zdążyłem otworzyć popcornu”. No, ale skoro już tak umultimediam ten wpis, to nie niech będzie.
www.facebook.com/karol.mhmm/posts/10204710611754405?pnref=story
Rzucam tymi kurwami, a sam nią jestem. Niedawno grałem na imprezie, której gwiazdą był zespół disco polo Skaner. O dziwo grało się całkiem nieźle. Jest coś nęcącego w braniu udziału w sytuacjach, do których się kompletnie nie pasuje. To jak uprawianie seksu z piękną kobietą, kiedy jest się szkaradnym mężczyzną. Gdy uda się wytrzymać dłużej niż kwadrans, do tego po wszystkim otrzymać pozytywną recenzję, to człowiek jest przeszczęśliwy. Zapomina o błędach. A błędy popełnia każdy. Ja je popełniam cały czas. Staram się przy tym uczyć. Jakby ktoś mi powiedział jeszcze 3 lata temu, że będę grał i imprezował z artystami disco polo, to kazałbym mu się zabić. Bądź coś. Teraz jakoś nie widzę problemu.
Człowiek jest wielopłaszczyznowy. Składa się nie tylko ze swojej „twórczości”, nie jest tym, co widzimy zaledwie w postaci produktu. Nie wszyscy będą to rozumieli. Sam kiedyś nie rozumiałem. Im dalej w to wchodzisz, tym bardziej granice się przesuwają. Jesteś sobie przez jakiś czas bezkompromisowym raperem Sobotą, a za chwilę śpiewasz w duecie z Zenkiem Martyniukiem. Dzięki temu ktoś ma odrobinę uśmiechu, ktoś inny może poziać nienawiścią.
Najbardziej chyba syczą ci, co męczą się latami i chuja im wychodzi. Nie uczą się na błędach. Odsyłam w tym kontekście do komentarzy pod poprzednim tekstem. Tam już znajoma zdążyła otworzyć popcorn. Liczyłem się z tym, że mogę kogoś urazić tak radykalnie transparentnym pisaniem o eliminacjach. Nie wszyscy oddzielają człowieka od produktu. Od pierwszego stuknięcia paluszkiem w klawiaturę wiedziałem, że wyjdzie inaczej niż można byłoby się spodziewać. Postanowiłem się zabawić. Potańczyć trochę. Dadaistycznie, automatycznie, otwarcie. Teraz nie wiem, co będzie. Na pewno jakiś koniec nastąpi. Ważne, żeby można było komuś o tym opowiedzieć. Najlepiej pięknej przyjaciółce.