Nie jestem kutasem, ale…

03.09.2015

„Nie jestem rasistą, ale w tym czasie jak tu była potęga, to dziadek artystki (Whitney Houston – dop. aut.) ścinał ścinkę. I to przywiązany”. Rok 2000. Polska. Marcin Daniec.

„Rasiści zawsze mówią coś w rodzaju <>”. Rok 2010. USA. Greg Giraldo.

W poprzednim tekście użyłem narracji drugoosobowej, zwracając się do czytających „Drogi Czytelniku”, praktycznie pomijając kobiety, zabijając je językowo, przypominając bardziej czujnym Czytelniczkom o całych latach niezbyt pięknej tradycji przemocy symbolicznej stosowanej wobec kobiet w jawnie patriarchalnym społeczeństwie.

Gdybym rozbił mój zwrot na dwie płcie, roztrzaskałoby mi to rytm tekstu. Trochę mnie męczył ten Czytelnik, przy tym czułem, że tekst był dobry. Chciałbym nie być kutasem, ale w jakimś stopniu olałem problem. Pomyślałem: tak będzie łatwiej, w powszechnej świadomości Czytelnik to również czytelniczka. Zamiast pomyśleć: przecież jestem przeciwnikiem tego, żeby było łatwo, powszechna świadomość jest zjebana.

Top 5 moich ulubionych (żyjących) komików/komiczek to Doug Stanhope, Dave Attell, Louis C. K., Bill Burr, Sarah Silverman. Jedna kobieta. Czuję się winny. Kobiety wciąż traktowane są po macoszemu. Również przeze mnie. Mężczyźni na scenie bardziej mnie interesują. Lepiej mi się ich słucha. Sam tembr kobiecego głosu zaczyna mnie wkurwiać po jakimś czasie. Jestem kutasem.

Piszę to wszystko w tygodniu, w którym zwierzchnik znienawidzonej przeze mnie instytucji, która od wieków gnębi kobiety, spychając je na margines życia społecznego, trzymając dla nich funkcję piastunki domowego ogniska, łaskawie zobowiązał swoich podwładnych do rozgrzeszania kobiet z czegoś, do czego powinny mieć absolutne prawo, a wciąż, przynajmniej w tym kraju, który, mam nadzieję, powoli przestaje być „przedmurzem chrześcijaństwa”, tego prawa nie mają. Wprawdzie mogą pojechać na Słowację czy do Niemiec, lecz – do kurwy nędzy – to jest upadlające. Hierarchowie kościelni tłumaczą swoją dyskryminację – jaskrawo odzwierciadlającą się w niedopuszczaniu kobiet do kapłaństwa – w sposób, który doskonale nadaje się na żart. „Chrystus nie powołał do grona apostołów nawet Maryi”. Wychodzi na to, że Chrystus również jest kutasem.

Żyjemy w zatrutej przestrzeni. Na imię jej Kultura. W tej przestrzeni, bez ustanku, w głowach chociażby zidiociałych dziennikarzy, rodzą się debilne pytania, które nawet nie są pytaniami. Wspomina o tym drwiąco Chelsea Peretti. „Jesteś kobietą i robisz stand-up, znak zapytania. Co można na to odpowiedzieć? Oto najlepszy sposób, w jaki mogę opisać, co czuję jako kobieta, która robi stand-up: chodzisz po scenie, opowiadasz żarty i przez cały czas, kiedy to robisz, pomiędzy nogami masz cipę. Czasami żarty działają i wciąż ją masz. Innym razem żarty nie wchodzą, a Ty ciągle masz ten sam zestaw genitaliów”.

Wspomniana Chelsea Peretti, Natasha Leggero, Amy Schumer, Tig Notaro, Whitney Cummings, Iliza Shlesinger. Oglądałem w ostatnim czasie nieco kobiecego stand-upu. Niestety każdą porcję tegoż musiałem odreagować męskim stand-upem. Straszne. Nie powinno być kobiecego i męskiego stand-upu. Powinien być stand-up. Wciąż mimo wszystko mówiąc „stand-up”, widzimy mężczyznę. Podobnie, gdy mówimy „Bóg”. Nie życzę sobie tego. Jednocześnie czuję dojmującą bezsilność w tym względzie.

Według kategorii Gombrowiczowskich świadomość zniewolenia daje poczucie wolności.
Chciałbym, żeby przyznanie się do bycia kutasem dawało namiastkę niebycia kutasem. Jednak co jakiś czas przegrywam. Z mechanizmami kultury patriarchatu, która zostawia kobiety na obrzeżach; nadal, w roku 2015, przydzielając im rolę dobrze wyglądającego dodatku do daleko bardziej istotnych, męskich, aktywności. Jestem kutasem. Wybacz, Droga Czytelniczko.

Dodaj komentarz

*