Wszyscy mówią: pierdol się

06.08.2015

Zabawnie jest być początkującym komediantem. Zwłaszcza przekazującym treści „kontrowersyjne” – jakby to określiły niedorozwinięte media (a więc po prostu media) i osoby niedojrzałe umysłowo. Śmiesznie jest obserwować, jak liczba osób, które mają coś do powiedzenia na twój temat wzrasta wraz ze wzrostem częstotliwości twojej obecności w różnych obszarach życia.

Coraz więcej osób na planecie (bez znowu jakiejś grubej przesady, to idzie powoli, ale idzie) dowiaduje się o twoim istnieniu. Również tych ze „środowiska”; stand-upowego czy szerzej – scenicznego (pozdro dla Kasztanów!). Chcą cię oceniać. Wpierdalać w różne ramy. Stand-up zaangażowany, stand-up osobisty, stand-up hardkorowy, stand-up popierdolony.

Są różne oceny. Chujowy, przereklamowany, utalentowany, genialny. I jesteś sam. Przeraźliwie sam. I to jest dobre. Na wskroś wyjebane. Schizofrenia, na którą każdy cierpi – rozdźwięk między tym, kim jesteś i chcesz być, a tym, jak jesteś postrzegany – staje się bardzo wyraźnym elementem twojej codzienności. Aż przestajesz wiedzieć, kim jesteś.

To jest doskonały egzystencjalny przypominacz, który woła: nikt nie wie, kim jest! Prezydent i papież nie wiedzą, kim są, tylko mocno udają, że są prezydentem i papieżem. Nauczono ich, że jak się będzie mocno udawało, to wszyscy naokoło uwierzą w to, kim są. A jak sami przestaną wierzyć, stracą kontrolę nad swoim publicznym ja. Odgórnie narzucone role społeczne i wyobrażenia na swój temat zaczną im się rozjeżdżać, ich umysły ogarnie szaleństwo. Takie rzeczy kończą się abdykacją (pozdro dla Josepha Ratzingera!).

W każdym razie, kurwa, chcę powiedzieć, że warto to robić. Zachęcam wszystkich, którzy dostrzegają w sobie cechy komediantów i czują, że mają coś do powiedzenia. Nie musi to być nic górnolotnego. Mogą być pierdy, stosunki damsko-męskie, tramwaje. Ważne, żeby było śmiesznie. Ja lubię jeszcze jak jest inteligentnie. Ale ja jestem podobno „specyficzny”. Chuj ze mną. Jakie są cechy konstytutywne komedianta stand-upowego? Kim jest taki komediant?

Kilka obserwacji praktyków komedii zza Oceanu. Iliza Shlesinger, w niezłym dokumencie „Alone up There” mówi (tłumaczenie moje): „Szalona osoba, która nienawidzi większości ludzi”. Marc Maron za chwilę dorzuca swoje trzy grosze: „Ktoś niepewny, refleksyjny, nadwrażliwy, neurotyczny, charyzmatyczny, czarujący i głęboko popierdolony na kilka różnych sposobów”.

Natomiast Brody Stevens dzieli komików na dwie grupy, w pierwszej znajdują się osoby pasujące do opisu Shlesinger i Marona. „Połowa komików rodzi się z niezręczności, dyskomfortu, ciężkiego dzieciństwa, dziwnego życia rodzinnego” – wyjaśnia Stevens. „Druga połowa to osoby uwielbiające być w centrum uwagi, świetni mówcy i twórcy zgrabnych żartów”.

Więcej można dowiedzieć się za sprawą wspomnianej produkcji. Do nabycia w sieci za jedyne 5 dolarów (tu następuje kapitalistyczny rzyg)! Jeszcze lepszy dokument – „I’am Comic” przynosi z kolei trójpodział w omawianej materii. „Są komicy <>, dla których stand-up stanowi terapię, są profesjonaliści, biznesmeni, mający rozplanowany każdy element występu, są też osoby, które nazwałbym artystami komedii” – powiada Gideon Horowitz, manager klubu Miami Improv.

Kimkolwiek by się nie było jedno jest pewne – wędrówka po świecie komedii może przerodzić się w przygodę życia. Najważniejsze: nie rezygnować. Jebać głosy oburzenia, niezrozumienia, zawiści. Do tego nie spieszyć się z bardzo. Nie ma bardziej przykrego widoku niż aspirant chcący za szybko. Chwytający się za organizowanie, gospodarzenie, bez choćby jednego czy dwóch dobrych żartów w zanadrzu.

„Na zdjęciu każdy wygląda dobrze i zawodowo z mikrofonem” – tako rzecze Abelard Giza. „Często tylko na zdjęciu” – dopowiadam ja. Należy głównie pracować nad materiałem! Nie ma innej drogi. Należy również pamiętać, że na samym początku nikt nie mówi: kocham cię.

Dodaj komentarz

*