Niedawno grałem gościnnie w stołecznym Cudzie nad Wisłą. Stand-up Polska drugi rok z rzędu prowadzi tam letni cykl imprez plenerowych. Wjazd jest darmowy. Przychodzi sporo ludzi. Podczas jednego wieczoru występuje trzech komików. Miałem udany występ, po którym wydarzyły się rzeczy niespotykane, istne dziwy.
Kończę set, prowadzący Antek Syrek-Dąbrowski raz jeszcze podaje moje dane do mikrofonu, widownia reaguje żywiołowo. Pośród niewymuszonych oklasków zeskakuję z dosyć wysokiego podestu. Podchodzi do mnie chudzielec w okularach. Wyraźnie czuć od niego alkohol. „Taki poziom nam się nie podoba”.
Odpowiadam „Ok”, myślę „Spierdalaj” i zmierzam w stronę Czarka Jurkiewicza, Natalii Fleszar oraz Piotra Popka, którzy w tej kolejności składają mi gratulacje. Nagle ubrany na czarno gość w kapelusiku wyrasta spod ziemi, wita się i mówi: „Jestem właścicielem klubu. Żart z Katynia bardzo słaby”. Rzeczy niespotykane.
„Dzięki za opinię” – mówię, życząc mu śmierci i siadam na leżaku. Antek z Czarkiem zaczynają dyskutować z obydwoma osobnikami. Mam nadzieję, że nie zjebałem im cyklu. Najlepsze jest to, że publiczność była zadowolona; sądząc po reakcjach i postawionym przez jakąś parę drinku. W zeszłym roku było jeszcze lepiej. W zeszłym roku młode dziewczęta w krótkich spodenkach siadały mi na kolanach i robiły sobie ze mną zdjęcia. Istne dziwy.
W zeszłym roku było bardzo gorąco, co wpłynęło na frekwencję i ludzkie zachowania. Tegoroczny czerwiec okazał się upośledzony. Niczym ubrany na czarno gość w kapelusiku. „Koleś ma kilka klubów w Warszawie” – to Antek. „Kolejnych kilka klubów, w których nigdy nie wystąpię” – to ja.
Jest taki wiersz Marcina Świetlickiego „Rzewne jaja”. Polecam wszystkim komediantom w podobnych sytuacjach i dedykuję Fiutowi nad Wisłą.
Żarcik, po prostu żarcik, zażartowałem
i widzę oczy: och, mój Boże, to jest
najgorsze – zażartować, potem
zobaczyć oczy bez wyrazu, ależ uraziłem,
ależ skrzywdziłem, ależ nasypałem
soli na rany! Tyle lat czytania
książek na marne! To był żart, no, proszę
mnie zrozumieć, to było do śmiechu…
Stoję bezradny naprzeciwko oczu,
wielkich i bezrozumnych, to jak śmierć…
Coś niepojętego dzieje się czasem z niektórymi klubami. Inny warszawski przykład: Klub Komediowy bardzo szybko przekształcił się w Klub Klancykowy, w którym gloryfikowane są snobistyczne spektakle improwizowane, a stand-up traktowany jest po macoszemu. Nie podoba mi się to, chociaż akurat przede mną drzwi Klubu Klancykowego nigdy nie zamykano. Przed kimś innym zamknięto. Zdziwilibyście się, gdybym podał dane tej osoby.
No a teraz jeszcze trochę Świetlickiego, tym razem „Gigli gigli”.
Ja tylko powiedziałem dowcip
Ja tylko powiedziałem dowcip, kolego
A ty nie zrozumiałeś
Ja tylko powiedziałem dowcip
Ja tu tylko żartowałem
Najgorsze są oczy tych
którzy nie rozumieją dowcipów
Najgorsze są oczy tych
którzy nie rozumieją, kolego
Najgorsze są oczy tych
którzy nie rozumieją,
kolego
I co ja teraz z tobą zrobię
I co ja teraz z tobą zrobię, kolego
Ja tu tylko żartowałem
Ja tu tylko żartowałem, kolego