Bękarty stand-upu

Na razie wszyscy jesteśmy bękartami stand-upu. Nie Lotkiem i Karolem Modzelewskim. Tylko tańczącymi w ciemnościach dziećmi czegoś, co nie jest stuprocentowo nasze. Nadchodzące lata to czas mozolnej pracy i powolnego rozświetlania mroku kolejnymi kroczkami na drodze do utworzenia własnej, polskiej kultury stand-upu.

Z tej kultury zrodzi się ktoś, kto będzie łączył cechy Lotka, Karola Modzelewskiego i wielu innych obecnie działających komediantów stand-upowych. Ten ktoś będzie dzieckiem stand-upu, wychowanym na polskojęzycznej scenicznej sztuce komediowej. Od małego zafascynowany naszą twórczością, pójdzie na pierwszego open mica w wieku 16-17 lat.

Pierwszy występ będzie miał tragiczny. Przyszłe dziecko polskiego stand-upu wróci zrozpaczone do domu i zacznie pisać rasowe stand-upowe żarty, usłyszy w sobie głosy Lotka, Karola Modzelewskiego i wielu innych bękartów zachodniego stand-upu. Kolejne występy będą dla naszego dziecka przedzieraniem się przez to całe open micowe gówno, z którego każdy komik chce się jak najszybciej wyzwolić – niechęć ze strony publiczności, pobłażliwość innych komików, którzy jednakowoż będą dostrzegać jakąś iskierkę. W pewnym momencie coś zaskoczy, iskierka da ogień.

Obecnie instalujemy dla tego kogoś scenę. Staramy się robić wszystko, co w naszej mocy, żeby pierwsze dziecko rodzimego stand-upu nie było upośledzone. Korzystając z anglosaskich prawideł, walczymy sami ze sobą, by nasze żarty były jak najlepsze, nie idziemy na łatwiznę, nie rzucamy ochłapów w postaci prostego pajacowania.

Kurwa, jak ja nie lubię liczby mnogiej!

Korzystając z anglosaskich prawideł, walczę sam ze sobą, by moje żarty były jak najlepsze, nie idę na łatwiznę, nie rzucam ochłapów w postaci prostego pajacowania. Żyję nadzieją, że pierwsze polskie dziecko stand-upu usłyszy w sobie również mój głos. Tzn. trochę przesadzam, żyję też innymi rzeczami. Drugi sezon „True Detective” nadciąga!

Polska kultura stand-upowa krystalizuje się na naszych oczach, za sprawą naszych działań. Doceniam wysiłki osób, które pierdolą system i mówią np., że nie oglądają nic z Zachodu, bo nie chcą się za mocno „inspirować”. Koleżanki i Koledzy! Do kurwy nędzy! To tak, jakby chcieć napisać dobrą książkę, nie rozwijając umiejętności czytania.

Ale – jak powiadam – doceniam Wasze wysiłki. Zresztą i tak macie to w dupie, ponieważ robicie swoje. Bardzo dobrze! Nawet ja mam to w dupie. I żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie oznacza to, że jednak nie doceniam Waszych wysiłków, tylko, że samodepracjacja to taka moja psychologiczna siostra.

Doceniam Wasze wysiłki, lecz wiedzcie (mimo że macie to w dupie i mimo że ja mam to w dupie), iż m. in. w ten sposób odróżniam stand-up od bezproduktywnego, często kabaretowego pajacowania. Weźmy takiego Cezarego Pazurę; nie tylko dlatego, że teksty pisze mu pewien czynny kabareciarz.

Cezary Pazura nie zna twórczości Douga Stanhope’a czy Dave Attella. Cezaremu Pazurze nie chce się słuchać amerykańskich podcastów czy oglądać rozmów Conana. Cezary Pazura ma wyjebane na stand-up. W związku z tym nie może mieć tego smakowitego sarkazmu, nie będzie starał się eksperymentować na polu konstrukcji czy sposobu podawania. Cezary Pazura posiada komediowe narzędzia wykształtowane za sprawą dekad obcowania z wąsatym humorem znad Wisły.

Paradoksalnie Cezary Pazura też pomaga w budowaniu polskiej kultury stand-upowej. Chuj z jego twórczością. Niech opowiada swoje/nieswoje rzeczy, do tego niech taki Piotr Bałtroczyk sypie ogólnodostępnymi kawałami jak z rękawa.

Koleżanki i Koledzy, żesz kurwa mać, sprawa jest niezmiernie istotna! Oni podpisując swoje występy „stand-up”, firmując je swoimi znanymi twarzami, przyczyniają się do popularyzacji stand-upu. My, bękarty stand-upu pośrednio z tego korzystamy. Oczywiście nie zapominajmy przy tym o koniecznej, uzasadnionej i zdrowej dawce nienawiści wobec nich; ambiwalencja to druga z moich psychologicznych sióstr.

Z bękarckim pozdrowieniem,

js

Dodaj komentarz

*